Krakowiacy i górale „podbijają” Berlin.
05.07.2016 – 09.07.2016
Muzyczno-taneczna opowieść o Smoku Wawelskim oraz góralska suita z Istebnej w wykonaniu dziecięcej grupy ZPiT Krakus, na kilka lipcowych dni opanowały Berlin. A to za sprawą wyjazdu Małego Krakusa na zaproszenie zaprzyjaźnionej szkoły z niemieckiej stolicy, z którą ZPiT Krakus prężnie współpracuje od lat. Ciekawi Was drodzy czytelnicy jak to wyglądało i ile radości wszystkim sprawiło? Jeżeli tak, to zaczynamy opowiadanie.
Dzień I
Cała przygoda trwała 5 dni. 5 lipca w godzinach porannych dwadzieścia trzy uśmiechnięte i podekscytowane buziaki w towarzystwie starszych członków kapeli oraz opiekunów, wsiadły do autokaru, w którym przywitał wszystkich sympatyczny kierowca – Pan Paweł. Od tego momentu każdy wiedział, że ten pojazd nie tylko dowiezie nas bezpiecznie do celu, ale także będzie naszym środkiem transportu po niemieckiej stolicy. Dlatego instrukcja dbania o czystość i porządek wokół siebie została przez podróżnych, małych i dużych, przyjęta z powagą i zrozumieniem.
Podróż minęła szybko i spokojnie, a kilka kolejnych części „Epoki Lodowcowej” na DVD wciągnęła wszystkich bez wyjątku i sprawiła, że droga umknęła jak z procy. Gdy cała ekipa zajechała pod hotel, w którym zostały przygotowane pokoje, dzieci jedno przez drugie wykrzykiwały skład poszczególnych grupek, które chciały mieszkać razem. Nad wszystkim na szczęście panowała niezawodna Pani Kasia, która wedle ustalonego porządku rozlokowała małych podróżników w odpowiednich pokojach. Każda grupa dostała jeden klucz, który jak się wiele razy okazało, zostawał zatrzaskiwany w pokoju – co w sumie wyszło wszystkim na plus, ponieważ przyczyniało się do trenowania konwersacji po angielsku lub niemiecku z obsługą hotelu.
Jeszcze tego samego dnia po obfitej kolacji, która zaalarmowała, że z jedzeniem niemieckim nie każdemu będzie po drodze, cała grupa udała się spacerkiem do zaprzyjaźnionej szkoły, w której Pani Kasia wycisnęła z dzieci siódme poty na próbie, mając nadzieję, że każdy po powrocie do hotelu grzecznie pójdzie spać. Ha! Nic bardziej mylnego. Tego dnia okazało się, że najmłodsza część wyjazdowej ekipy jest niezniszczalna i ma niespożyte pokłady energii do tego, aby uskuteczniać wieczorne spotkania towarzyskie i głośno cieszyć się z bycia razem.
Dzień II
Następnego dnia, po bardzo smacznym śniadaniu hotelowym (każdego dnia były to posiłki, do których chyba nikt nie miał zastrzeżeń), Małych Krakusów czekał pierwszy występ w szkole, w której głównie uczyły się dzieci niemieckojęzyczne. Na miejscu okazało się jednak, że kilkoro uczniów zasiadających na widowni mówi po polsku i oni mogli cieszyć się także słownym elementem występu, reszta naprawdę gromko oklaskiwała całość zaprezentowanego programu, który udał się znakomicie, a od szatni wyglądał ekstremalnie. A dlaczego? Po pierwsze zaplecenie 15 warkoczy to nie lada wyzwanie, a po drugie i najważniejsze starsza część grupy wykonująca opowieść o Smoku, w krótkiej przerwie musiała sprawnie przebrać się w stroje góralskie. To pokazało, że występy w zespole pieśni i tańca są porządną szkołą dyscypliny i sprawności w rozwiązywaniu sznurówek na czas, ściąganiu wianków bez wyrwania połowy włosów i zawiązywaniu kokardek z prędkością światła. Jednak po tym wysiłku, dzieci czekały już tylko same przyjemności.
Po obiedzie, pod opieką jednego z przewodników, cała ekipa udała się do Aqua Life, miejsca wypełnionego ogromnymi akwariami z różnego rodzaju żyjątkami wód słodkich i słonych. Tutaj w ruch poszły aparaty fotograficzne i kamery w telefonach, bo atrakcji było mnóstwo, a na końcu – jak to bywa w tego typu przybytkach – dzieci „zatonęły” w sklepiku z pamiątkami. To jednak nie był koniec zaplanowanych rewelacji. Po drugiej stronie pomieszczeń z akwariami czekał Aqua Dom, ogromna szklana tuba wypełniona wodą i pływającymi w niej rybami oraz przejeżdżająca przez jej środek widokowa winda. Cała grupa z wypiekami na twarzy uczestniczyła w tej wodnej przejażdżce, chociaż znalazły się wyjątki, które poczuły klaustrofobiczny lęk i nie były w stanie wsiąść do windy.
Po opuszczeniu Aqua Dom, idąc najbardziej znaną ulicą Berlina – Unter den Linden – mijaliśmy reprezentacyjne budynki miasta, docierając do znanego na całym świecie Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds. To było prawdziwe szaleństwo – sesje fotograficzne z Beethovenem, Bachem, Beetlesami i Madonną, a także z aktorami (m. in. Marylin Monroe, George Clooney, Brad Pitt), postaciami ze świata filmu – jak np. bohaterami „Gwiezdnych Wojen”, czy sławnymi naukowcami i politykami. Dobrze, że teraz każdy aparat ma karty pamięci o pokaźniej pojemności, bo flesze błyskały bez końca. Niestety wszystko co dobre jednak ma swój finał, więc wreszcie trzeba było to miejsce opuścić i udać się na zasłużoną kolację. W drodze do autokaru przeszliśmy przez Bramę Brandemburską, wcześniej mijając słynny hotel Adlon, a dalej neorenesansowy budynek Reichstagu. W tym miejscu dziewczęta i chłopcy z kapeli zostali mianowani ciociami oraz wujkami i na dobre skradli serca przede wszystkim najmłodszych dziewczynek z zespołu, co przy pożegnaniu skończyło się łzami i wielogodzinnym smutkiem.
Po powrocie do hotelu, wszyscy podekscytowani półfinałowym meczem Euro 2016 Portugalia – Walia, śpiesznie zajmowali miejsca w pokojach, w których telewizory huczały od piłkarskiego szaleństwa. Tego wieczoru także nikt wcześnie spać nie poszedł.
Dzień III
Dzień trzeci rozpoczął się od zwiedzania Berlina z przesympatyczną przewodniczką Panią Ewą Kabacińską i był to jeden z bardzo przyjemnych punktów pobytu w tym mieście. Dzieci i reszta towarzystwa mogły poznać historię miasta, przejechać najdroższą ulicą Berlina Kurfürstendamm (Ku’damm), na której w jednej z kawiarni ponoć często pija kawę m.in. Goerge Clooney oraz zobaczyć z bliska słynny Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma. Przewodniczka pokazała grupie najstarsze Centrum Handlowe – Europa Center z ciekawym wodnym zegarem oraz poprowadziła zwiedzających w pobliżu słynnego Dworca Zoo. Potem przyszedł czas na przybliżenie historii Placu Aleksandra oraz Placu Poczdamskiego, a następnie opowieść o Fontannie Neptuna, służącej jako świetne tło do grupowej sesji fotograficznej i Kościele Mariackim, którego wnętrzem byli zaskakująco zainteresowani także najmłodsi uczestnicy zwiedzania. Kilka razy w ciągu wycieczki mieliśmy okazję minąć Kolumnę Zwycięstwa, na którą patrząc z zachwytem dziewczynki pytały wciąż: „Czy ten Anioł jest cały ze złota?” – robiła naprawdę ogromne wrażenie. Ponownie stanęliśmy także przed Bramą Brandemburską, a w drodze do głównego punktu programu minęliśmy Pomnik Ofiar Holokaustu, istny kamienny labirynt, który dzieci potraktowały z należytym szacunkiem.
Jeszcze przed obiadem dotarliśmy do miejsca, na które dzieci czekały z niecierpliwością – do Legolandu. Tutaj nawet wujkowie i ciocie cofnęli się do swoich najmłodszych lat i zabaw je wypełniających. Budowanie z klocków lego, przejażdżka magiczną karuzelą, wizyta w fabryce klocków, tunel strachu i wszechobecna magia kolorów dostarczyły grupie dwie godziny atrakcyjnej zabawy. A potem oczywiści zakupy.
Po obiedzie przyszedł czas na kolejny wysiłek. Koncert w zaprzyjaźnionej szkole, w której wszędzie było słychać język polski. Dzieci jak zwykle stanęły na wysokości zadania i dały popis swoich wokalno – tanecznych umiejętności otrzymując w zamian burzę braw i uśmiechów ze strony rodzin pochodzenia polskiego, które mieszkają w Niemczech, ale także od dzieci niemieckojęzycznych i ich rodziców. Po wymianie drobnych upominków z grupą Krakowiaki, która gościła w Krakowie w czerwcu, dzieci mogły w najlepsze oddać się zabawom na festynie: brały udział w loterii fantowej, która niestety nie dla wszystkich okazała się szczęśliwa, chłopcy grali w piłkę z niemieckimi uczniami, a dziewczynki skupiły się na wykonaniu pięknych obrazków z kolorowego piasku. A po kolacji… Oj, to była prawdziwa niespodzianka i ogromne wyzwanie!
Czegoś podobnego dzieci się nie spodziewały! Z racji tego, że to był pierwszy zagraniczny wyjazd grupy Małego Krakusa, Pani Kasia wpadła na pomysł, aby urządzić dzieciom chrzest na prawowitego członka Zespołu Pieśni i Tańca. Było zacne grono sędziowskie, w którego skład wchodzili chłopcy z kapeli i Pani Kasia, była pomoc opiekunek i odpowiednia oprawa muzyczna. Fortepianowe fanfary rozbrzmiewały radośnie 23 razy, ponieważ każde z dzieci zdało ten „morderczy” egzamin. A jakie przeszkody trzeba było pokonać? Po pierwsze każde z dzieci musiało odpowiedzieć na pytanie związane z berlińskim wyjazdem, przekonując że jest jego uważnym uczestnikiem; po drugie trzeba było powtórzyć wyklaskany przez sędziego rytm, udowadniając swoje muzyczne umiejętności; po trzecie każdy musiał przejść test „kwaśnej miny” wypijając porządny łyk kwasku cytrynowego; i wreszcie po czwarte każde dziecko musiało wykonać ruchowe zadanie, pokazując tym samym swoją sprawność ruchową i taneczną. Po wszystkim każdy otrzymał szarfę prawowitego członka zespołu oraz piękny imienny dyplom, który zapewne zostanie najcenniejszą pamiątką z tego wyjazdu.
Ostatnią częścią tego pełnego emocji wieczoru było wspólne zaśpiewanie zespołowej piosenki, którą obowiązkowo każdy Krakus znać musi. Takie chwile są dla obserwatora ogromnie wzruszające, bo wtedy widać, że zespół stanowi jedną wielką muzyczną rodzinę, w której czuje się dobrze. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Dzień IV
Dzień samych przyjemności i powolne pożegnanie z Berlinem. Po śniadaniu organizatorzy wyjazdu zafundowali grupie godzinny rejs turystycznym statkiem po Szprewie. W cudownym słońcu i przy opowiadaniach niemiecko- i angielskojęzycznego przewodnika opłynęliśmy jedną z bardziej nowoczesnych części Berlina, w której swoją siedzibę ma m. in. Angela Merkel, a która ciągnie się wzdłuż największego berlińskiego parku Tiergarten. Na szczęście nikt nie wypadł za burtę klikając zawzięcie kolejne zdjęcia, a dla wszystkich (przede wszystkim dla dzieci) była to miła odmiana od długich marszów przez ulice miasta. Jednak prawdziwy maraton czekał wszystkich po południu, kiedy to zajechaliśmy pod berlińskie ZOO z zamiarem spędzenia w nim kilku godzin. Przedtem jednak było bardzo smutne pożegnanie z wujkami z kapeli, bez których niektórym dzieciom nie było już tak wesoło.
Na poprawę humorów zdecydowanie pozytywnie wpłynęły oglądane w ZOO zwierzęta, które w pełnej krasie prezentowały się na swoich całkiem obszernych wybiegach. Groźniejsze okazy oczywiści siedziały za kratkami, a wodne zwierzęta za szybami, jednak nic nie powstrzymało dzieci przed robieniem kolejnego miliona zdjęć i filmików z rozmaitymi, czasami widzianymi po raz pierwszy zwierzakami. Po wydaniu ostatnich euro na pamiątki z ogrodu zoologicznego przyszedł czas na kolację i pakowanie walizek.
Tego wieczoru, chyba pierwszy raz od przyjazdu, dzieci poszły spać „z kurami”.
Dzień V
Wracanie z wycieczek do domu nigdy nie jest fajne, tym bardziej w zespołowej grupie, która podczas wyjazdu świetnie się poznała i razem rewelacyjnie bawiła. Cieszymy się, że powrót do Krakowa przebiegł szczęśliwie, a wszystkie dzieci wróciły zdrowe, pełne nowych doświadczeń i z mnóstwem pamiątek. Każde z nich zdecydowanie zasłużyło na długie wakacje.
autor: Monika Ziółkowska