Hlushenkov Folk Fest – Chmielnicki (Ukraina)

Ukraina, Chmielnicky, Hlushenkov Folk Fest, 11-18 czerwca 2019

We środę 11 czerwca 2019 roku o godzinie 5 rano wyruszyliśmy na Ukrainę z naszą ulubioną firmą transportową na pierwszy w tym sezonie wyjazd zagraniczny. Apetyty były duże, ponieważ właściwie na kilka dni przed podróżą zorientowaliśmy się, że festiwal jest również KONKURSEM!

Mimo początkowych trudności z zebraniem składu, małą pożyczką dwóch dziewczyn chórowych do baletu i dodatkowo grupy baletowej w osłabionym składzie, udało się skompletować zgrany Zespół. Niestety, w ostatniej chwili kontuzji uległ jeden z chórzystów i w jego miejsce zabraliśmy ze sobą nasz najnowszy nabytek – kolegę z Naboru, który na scenie nie miał jeszcze nawet swojego debiutu! Spisał się śpiewająco, ale o tym za chwilę.

Droga minęła szybko i przyjemnie. Pomimo drobnych problemów na granicy z instrumentami udało nam się dotrzeć na czas do Chmielnickiego. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy niemalże natychmiast nie postanowili zwiedzić miasta i sprawdzić co ma nam do zaoferowania. Za zgodą naszych Kierowników i pilotek
(z którymi Maciek dogadywał się w języku polskim, angielskim, ukraińskim… i jakoś to szło) wybraliśmy się do centrum miasta.

Następnego dnia po południu rozpoczęliśmy swoją ukraińską przygodę występem w domu spokojnej starości, ale jawi się on Nam jak ze snu, udajemy więc, że wcale go nie było. Nasz Debiutant pierwszy raz stanął z Krakusem na scenie i już udało mu się dosłownie zerwać wianek z głowy jednej dziewczyny. Dodatkowo niezwykle gorąca atmosfera (dosłownie i w przenośni) wycisnęła ze wszystkich siódme poty, a koszule nadawały się jedynie do prania. A to nie był wcale koniec dnia! Kapela jednak chciała ulżyć naszym cierpieniom i nieco skróciła naszą suitę krakowską.

Potem mieliśmy dosłownie kilka godzin na szybkie przygotowanie i wzięliśmy udział w paradzie, uroczystym otwarciu festiwalu i naszym pierwszym koncercie na „dużej scenie”, gdzie zaprezentowaliśmy suitę krakowską. Na całe szczęście tuż przed naszym występem spadł deszcz, który rozgoniliśmy hejnałem, a który ochłodził nieco upalny dzień. Nie przeszkadzało to jednak naszej publiczności nie tylko zostać z nami, ale i doskonale się bawić. Podczas niezwykle żywiołowego „schodzenia ze sceny” nasz kolega Adam niestety uległ drobnemu wypadkowi, który zakończył się… gipsem na prawej dłoni. Krakusy to jednak twarde chłopaki, więc nie przeszkodziło to Adamowi w dalszym uczestniczeniu w festiwalu, tańczeniu, a nawet wykonywaniu solówek!

Kolejny dzień był dla nas nieco mniej pracowity, ponieważ do popołudnia mieliśmy w zasadzie czas wolny. Część osób skorzystała zatem i wybrała się na pobliski bazar zaopatrując się w chustki, koszule, koszulki z motywem ukraińskim, słodycze i inne rzeczy, podczas gdy druga grupa dzielnie wybierała się nad wodę (to, że nigdy tam nie dotarła to już zupełnie inna historia). Po południu udaliśmy się na próbę przed sceną, gdzie nauczono nas kilku podstawowych kroków ukraińskich tańców na finałowy koncert.

Następnego dnia kilka zespołów (w tym między innymi Turcja, Ukraina i Polska) miały zaprezentować się na scenie podczas tak zwanego „Wieczoru Kulturowego”. Podawano znane w danym kraju potrawy (Polskę dumnie reprezentował bigos), którymi raczyć się mogła publiczność. Ze swojej strony Krakus przygotował przepyszny smalec oraz ogórki kiszone, to wszystko podawane na tradycyjnym ukraińskim chlebie – zakupionym w markecie. Szybko okazało się, że nasze przekąski bardzo posmakowały wszystkim zgromadzonym tubylcom i nasz kolega „Mini” niezbyt długo musiał nosić tacę pełną kanapek wśród publiczności. Na scenie zaprezentowaliśmy solówki: Śmieszkę (w której zadebiutowała nasza chórzystka „Kleo” i zatańczył ją również Adam z ręką w gipsie) oraz Łowicką. Następnie na scenę wkroczyła po raz pierwszy na tym festiwalu suita rzeszowska, którą dosłownie zmietliśmy konkurencję. Bawiliśmy się świetnie na scenie, a publiczność razem z nami – klaskała, krzyczała i piszczała. Po zejściu ze sceny wszyscy, których na niej nie było twierdzili, że to, co zrobiliśmy było naprawdę kapitalne. Dobre humory nie opuszczały nas już do późnych godzin nocnych, ponieważ po koncercie przed sceną została zorganizowana dyskoteka. Z radością na nią przyszliśmy i utworzyliśmy gigantyczny pociąg, do którego chętnie dołączały inne zespoły i mieszkańcy miasta.

Kolejny dzień był pełen emocji, ponieważ wszystkie zespoły miały prezentować swoje układy w teatrze przed Jury, które oceniało konkurs. Chcąc utrzymać dobrą passę rozpoczęliśmy swój występ suitą rzeszowską, a następnie po szybkiej zmianie strojów, skróconą wersję Lajkonika. Po wszystkim postanowiliśmy odprężyć się, wybrać na miasto, trochę pozwiedzać i zrobić kilka wspólnych zdjęć.  Korzystaliśmy także z innych atrakcji miasta – turystycznej kolejki, trampoliny i wielu innych.

Już ostatniego dnia naszego pobytu znów część grupy udała się na bazar, aby zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy (albo takie, które zobaczyła u poprzednich kupujących i pozazdrościła), a po południu odbyła się kolejna próba tańców ukraińskich. W niezwykle szybkim tempie musieliśmy przygotować się do ostatniego koncertu i parady kończącej festiwal. Znów wskoczyliśmy w stroje krakowskie. Daliśmy z siebie wszystko na paradzie i wyszliśmy na scenę wraz ze wszystkimi innymi Zespołami z Ukrainy, Turcji, Armenii, Litwy i Chile, aby wysłuchać wyników konkursu. Czekaliśmy naprawdę bardzo długo, kiedy rozdawano kolejne nagrody we wszystkich możliwych kategoriach (dobrze zawiązane sznurówki i ładny uśmiech itp. …), aż wreszcie, na samym końcu ogłoszono głównego zwycięzcę! Grand Prix festiwalu, który miał otrzymać 10 tysięcy ukraińskich hrywien (10.000 грн). Chociaż mieliśmy cień nadziei na nagrodę, to jednak po usłyszeniu werdyktu nie mogliśmy uwierzyć własnym uszom, a nasza radość nie miała końca.

Na ostatnim koncercie daliśmy z siebie wszystko, a potem z największą przyjemnością zatańczyliśmy z innymi zespołami tańce ukraińskie. Potem nie było jednak czasu na oddech. Wróciliśmy do hotelu, w ciągu 10 minut musieliśmy się przebrać i przygotować na wieczorną imprezę, na którą zaprosili nas organizatorzy. Nasze „niezwykle dobrze” poinformowane przez cały festiwal pilotki nie były w stanie nam powiedzieć gdzie owa impreza się odbywa. Kiedy dotarliśmy pod scenę – nikogo już tam nie zastaliśmy. Na szczęście pojawiła się jedna z organizatorek, która nas tam zaprowadziła. Na początku mieliśmy wątpliwości, czy się nie pomyliła, ponieważ stanęliśmy przed dużymi drzwiami od hangaru, zza których nie było słychać nawet najdrobniejszego szmeru. Wreszcie jednak ktoś znalazł wejście z drugiej strony i dotarliśmy na miejsce. W środku było kilka zespołów, organizatorzy i jury, a my zostaliśmy naprawdę świetnie przyjęci. Przygotowano dla nas poczęstunek, wynajęto DJa, który puszczał muzykę jaką tylko sobie wymarzyliśmy. Nie omieszkaliśmy zatem nauczyć naszych nowych przyjaciół popularnej w Krakusie „belgijki”.

Wszystko co dobre jednak szybko się kończy. Rano spakowaliśmy się (łącznie z 7 wieszakami za 40 грн/szt.) i ruszyliśmy do Polski. W naszym planie przewidywaliśmy jeszcze tylko jeden postój we Lwowie, aby chociaż trochę zobaczyć miasto. Pojechaliśmy zatem na cmentarz Łyczakowski, a następnie przeszliśmy się po najważniejszych punktach w centrum. Udało mi się nawet zadebiutować w roli przewodnika. Wycieczka trwała jednak tylko 3 godziny, a to zdecydowanie za mało, aby zobaczyć co to piękne miasto ma do zaoferowania. Po ekspresowym zwiedzaniu i szybkim obiedzie wróciliśmy do autobusu i ruszyliśmy do Polski. Czas umilał nam puszczony w telewizorze autobusu Jubileusz 60-lecia „Krakusa” i wspólnie spędzone chwile. Dla wielu z nas był to ostatni taki wyjazd przed odejściem z Zespołu i niejedna łza się polała i niejedno ciepłe słowo padło.

W Krakowie czekała grupa kierownika Opolskiego, która przywitała nas gromkimi brawami i tradycyjnym już w takich chwilach szampanem. Wszystko co dobre, musi mieć jednak swój kres.

To był wyjazd, który wielu z nas zapamięta na długo. Zupełnym przypadkiem dowiedzieliśmy się, że jest to festiwal konkursowy. Mimo ciągle zmieniającego
i wykruszającego się składu udało nam się wyjechać w świetnym gronie. Bez względu na wszystkie kontuzje, naderwane mięśnie, złamany palec, paskudnie podrapane ręce i nogi, spuchnięte łokcie, wszystkie zagubione wianki, zapomniane koszule udało nam się wygrać Grand Prix. Wracaliśmy z uśmiechem na ustach i wielu powtarzało, że ten wyjazd był jednym z najlepszych, jakie przeżyli.

Niech żałują Ci, których tam nie było, ponieważ co zdarzyło się na wyjeździe – zostaje na wyjeździe… :),

Kierownik wyjazdu: Maciej Maksoń
P.O. kierownika baletu: Daniel Rożko
P.O. kierownika chóru: Rafał Mularczyk

Autor: Jolanta Pabian

Galeria foto: Ukraina 2019
Wideo: Ukraina 2019