Gruzja, Martvili, The Country of Legends, 23/24/25 lipca – 3 sierpnia 2021 r.
Już po naszej pierwszej podróży do Gruzji możemy stwierdzić, że przysłowie „Spiesz się powoli”
z pewnością ma związek ze stylem życia tamtejszych mieszkańców… ale od początku.
Dla niektórych przygoda z Gruzją rozpoczęła się 23, dla innych 24, a ostatni przybyli 25 lipca, kiedy to w dobie pandemii, po raz pierwszy mieliśmy możliwość wyruszenia na zagraniczny wyjazd z „Krakusem”. Dla nas nie była to zwykła podróż – jako pierwsi członkowie zespołu mogliśmy wyjechać do kraju winem i czaczą płynącym.
Z racji tego, że do Kutaisi (gruz. ქუთაისი) przybyliśmy przed rozpoczęciem festiwalu o dumnie brzmiącej nazwie „The Country of Legends” mieliśmy trochę czasu, aby dokładnie pozwiedzać okolice trzeciego co do wielkości miasta w Gruzji. Grupa śmiałków, która wyleciała wcześniejszym lotem dostała dodatkowy dzień na zwiedzanie, przez co mieli okazję zobaczyć znacznie więcej!
Cytując słowa jednego z kolegów: „Gruziński busiarz zastanawiał się po co chcemy tutaj wysiadać”…Jednak my dobrze wiedzieliśmy, że chcemy zobaczyć Tskaltubo czyli Opuszczone Sanatorium Stalina. Miejsce zaniedbane, można powiedzieć zdziczałe, które w latach swojej świetności przyjmowało najważniejsze postacie moskiewskiego świata. To co z pewnością możemy powiedzieć o tym kompleksie to to, że Tskaltubo to miejsce piękne w swej obskurności.
Następny dzień przyniósł ze sobą kolejną grupę krakusów, którzy lądując w porcie lotniczym Kutaisi nie zdawali sobie jeszcze sprawy co na nich czeka. Podjeżdżając marszrutką (ros. маршрутка – taksówka zbiorowa, popularna w krajach byłego Związku Radzieckiego) pod hostel, grupa ta mogła usłyszeć głośną muzykę oraz śpiewy. Wystarczyła jednak chwila, aby przekonać się, że disco polo słyszalne z balkonów pochodzi nie od Polaków, którzy licznie zamieszkują to miasto, lecz od naszych kolegów, którzy zdążyli już się w pełni zaaklimatyzować.
Imprezy imprezami, jednak czekały nas kolejne dni i kolejne okazje do zwiedzania. Tym razem wybraliśmy się do centrum Kutaisi, aby dzięki uprzejmością lokalnego przewodnika poznać nie tylko miasto, ale również kulturę i zwyczaje. Samo miasto wydawało się lekko ospałe i ponure w przeciwieństwie do mieszkańców, którzy z ciekawością pytali skąd jesteśmy i jak długo zamierzamy tu pozostać. Zapraszali nas przy tym do swoich domów chcąc ugościć wszystkich winem domowej roboty oraz opowieściami o swojej ojczyźnie. W Kutaisi zwiedziliśmy również liczne cerkwie oraz synagogi. Można powiedzieć, że to właśnie świątynie stanowią tam główny obszar zwiedzania dla turystów. Pozostałe miejsca to chociażby barwny bazar, na którym możemy kupić wszystko na co mamy ochotę: od „markowych” ubrań za 10 GEL (około 13 zł), aż po prawdziwe gruzińskie przysmaki jak na przykład pełne smaku owoce, owcze sery czy inne miejscowe specjały, jak na przykład czurczchele, czyli nawiązane na nitkę orzechy włoskie lub laskowe, zanurzane w masie winogronowo-mącznej, pozostawiane do wyschnięcia na słońcu. Pełni radości i zachwytu nad leniwie płynącymi dniami musieliśmy jednak wziąć się w garść, ponieważ już następnego dnia z samego rana miał po nas przyjechać organizator festiwalu. Oznaczało to również zmianę miejsca pobytu na nieco mniejsze miasteczko o urokliwej nazwie Martvili (gruz.: მარტვილი). Mieliśmy się również spotkać z ostatnią turą Krakusów, którzy tego dnia lądowali w Tbilisi.
Pierwszy dzień w nowym miejscu utwierdził nas w przekonaniu, że wszędzie znajdą się mieszkańcy, którzy będą chcieli pokazać swoją gościnność częstując nas czaczą czy chociażby domowym winem. Jak wspomniałam na samym początku – dla Gruzinów czas płynie wolniej. Dlatego też nie mogli zrozumieć dlaczego – po kolejnym już toaście za przyjaciół – musimy iść. Festiwale rządzą się jednak swoimi prawami. Musieliśmy więc być w formie, aby kolejnego dnia móc pokazać piękno polskiego folkloru.
Na ten festiwal mieliśmy przygotowane dwa repertuary taneczne jakimi były tańce krakowskie
oraz rzeszowskie. Nie bez przypadku zostały one wybrane, ponieważ stroje te są najlżejszymi jakimi dysponujemy w „Krakusie”, co było istotne przy podróży samolotem. Są to również te suity, które
z zamkniętymi oczami możemy zatańczyć o każdej porze dnia i nocy co w przypadku tego festiwalu bardzo nam się przydało.
Oprócz „Krakusa” na festiwal „The Country of Legends” zostały zaproszone również inne zespoły takie jak: Ukraiński Akademicki Zespół Folklorystyczno- Etnograficzny „Kalyna” z Ukrainy oraz zespół „Moli” czyli grupa trzech artystów z Turcji. Sam festiwal miał być znacznie barwniejszy i bardziej różnorodny, jednakże ze względów pandemicznych jak również politycznych, niektóre zespoły nie mogły wjechać na teren Gruzji. Nasze trzy zespoły starały się jednak, aby publiczność mogła w pełni cieszyć się pięknem folkloru w odsłonie ukraińskiej, tureckiej i oczywiście polskiej.
Oprócz koncertów, które odbywały się codziennie wieczorem organizator nie zapominał o innych atrakcjach dla naszych zespołów. I tak mieliśmy okazję zwiedzić Martvili Canyon, ruiny wielu okolicznych zamków, kąpać się w przydrożnej rzece czy przejechać się kolejką prowadzącą nas wprost Monastyru Martvili. Atrakcji było naprawdę sporo, jednak to wieczorne, pokoncertowe biesiady we wspólnym, międzynarodowym gronie zdawały się być najlepszą atrakcją. Chęć poznawania nowych ludzi, smaczne jedzenie oraz domowe wino skutecznie nas przekupiło.
Ostatni koncert miał swoje miejsce w Tbilisi (gruz. თბილისი). Musieliśmy szybko przetransportować się na drugą stronę kraju, aby dotrzeć na czas. Droga była dosyć długa, bo aż czterogodzinna, jednak wiedzieliśmy, że warto będzie zobaczyć stolicę – w końcu do stolicy Gruzji nie jeździ się codziennie. Samo miasto wydawało się być inne od wcześniej poznanych; bardziej nowoczesne. Byliśmy bardzo zadowoleni, że będziemy mogli zatańczyć w samym jego centrum.
Musimy przyznać, że ten ostatni koncert był naprawdę wyjątkowy. Szczególnie w pamięć zapadł mi starszy pan, który łamanym rosyjskim powiedział nam, że bardzo się cieszy z naszego przyjazdu, ponieważ jego mama pochodziła z Polski. Temat ten był początkiem naszej długiej rozmowy, która powędrowała na różne tory. Gdy nadszedł jednak czas koncertu ów pan zniknął nam z oczu. Pojawił się jednak zaraz po występie trzymając w ręce butelkę czerwonego, słodkiego wina oraz paczkę cukierków mówiąc- „To wszystko dla was – wino słodkie jak wasze dziewczyny, a i słodycze też. Proszę was, wypijcie za zdrowie mojej mamy, Polki. Dziękuję Wam, że tu jesteście”. I oddalił się od naszej grupy.
To wydarzenie jak również cały wyjazd utwierdził nas w przekonaniu, że Gruzini to naród, dla którego gościnność i tradycja są najważniejsze. Nawet jeżeli muszą wznosić toasty za każdego, aż do białego rana!
Kierownik wyjazdu: Artur Leśniak
P.O. kierownika baletu: Daniel Rożko
Logistyka: Bartosz Ziemianin
Autor: Katarzyna Serwińska
Galeria foto: Gruzja 2021
Relacja wideo: Gruzja 2021